ZMIENIĆ SŁABOŚĆ W MOC

„Trawią cię duchy przeszłości. Jeśli nie stawisz im czoła, nie dowiesz się, kim naprawdę jesteś”. 

Na jednym z mitingów AA pojawił się temat pozornie nie „aowski” – „Tożsamość ofiary”. Postanowiłem przyjrzeć się sobie kolejny raz i zobaczyłem, że często żyję i reaguję jak ofiara. Czego? – Moich wad. Chwila zastanowienia i już wiedziałem, że muszę dotknąć szóstego Kroku AA, który brzmi: „Staliśmy się całkowicie gotowi, aby Bóg uwolnił nas od wszystkich wad charakteru”. Określenia „wada” używam nie tylko w odniesieniu do cech, które psują moje relacje z ludźmi, ale także do wszystkiego, co przeszkadza mi dobrze wśród nich żyć.

Kiedy realizowałem szósty Krok AA ze sponsorem, on zadał mi dwa pytania: czy godzę się z tym, że posiadam wady i co wynika z mojej gotowości pozbycia się ich? Już samo uzmysłowienie sobie, że je mam i że jest ich tak wiele, w pierwszym odruchu zrobiło na mnie fatalne wrażenie. Wtedy dostałem odpowiedź, że taka ilość wad nie pozostawała bez wpływu na moje życie.
Do tej pory żyłem, jakbym miał dwie osobowości, dwie twarze: ja i obok mnie jakiś drugi. Ogień i woda, niebo i ziemia – dwa żywioły w jednej osobie. Walczyły we mnie kompleksy z mocnymi stronami, a potem, w krótkim czasie, jedno z drugim się we mnie splotło. Stałem się całością. Nigdy wcześniej  nie pomyślał bym, że widząc siebie w prawdzie mogę poczuć taką ulgę. Wracam jednak do pytania , które zadał mi sponsor. Pierwszy raz w życiu poczułem zgodę na to, kim jestem i jaki jestem. Rzeczywisty obraz siebie dawał mi szansę na przepracowanie wielu obszarów mojego życia. Przecież trudno było naprawiać coś, czego dotąd nie widziałem. Ku mojemu zdumieniu wiele z moich wad traktowałem jako zalety, a później nie rozumiałem, o co ludziom chodzi. Nie potrafię zliczyć, ile razy dziwiłem się, że znajomi mają do mnie pretensję, bo mówiłem o nich negatywnie za ich plecami, a kiedy się z nimi spotykałem, patrzyłem im w twarze, rozmawiając z nimi tak, jakby się nic nie stało. Obgadywanie, niedotrzymywanie obietnic, obrażanie się i wiele innych kiepskich nawyków, stosowanych przeze mnie dla własnej wygody i z własnego tchórzostwa, musiało powodować, że ludzie tracili do mnie zaufanie.  

Powoli, z mozołem, udawało mi się przełamywać siebie samego. Niektórych wad się pozbyłem, wiele zdołałem osłabić. Na przepracowanie kilku nie miałem zgody. Wiedziałem, że mnie niszczą, że utrudniają życie. Po prostu nie byłem na nie gotowy.

Minęło kilka lat nowego, trzeźwego życia. Poczucie osamotnienia i trudy codzienności nie zniknęły, ale ja już ich tak mocno nie odbierałem. Stałem się człowiekiem na swój sposób szczęśliwym. Nie wiele rzeczy mogło mnie jakoś szczególnie dotknąć.

Z czasem , dzięki dotychczasowemu wysiłkowi, jaki włożyłem w realizację Dwunastu Kroków AA i dzięki nieustającemu pragnieniu, aby to moje życie ciągle doskonalić, skutkiem ciągłego przyglądania się sobie, swoim reakcjom na przeróżne sytuacje życiowe, zacząłem odkrywać w sobie coraz to nowe mechanizmy, których wcześniej nie widziałem, a które stosowałem dość często. Moim problemem okazała się nieumiejętność stawiania granic innym ludziom w relacjach dwustronnych, w skutek czego wbrew mojej woli ludzie ci stoją jakby na rozdrożu, nie rozumiejąc moich intencji. Mówiąc wprost, często brakuje mi odwagi albo pewności, że i ja jestem pełnoprawnym członkiem społeczności, w której się poruszam. Podświadomie sam sobie zakładam kajdany. Powoduje to wiele konfliktów, w których jestem stroną. Mój przekaz bywa niejasny – zbyt ostry albo zbyt niepewny. Zamiast powiedzieć to, co chciałbym zakomunikować, myślę, w jaki sposób wyrazić się „delikatniej”, unikając rzekomego zburzenia dobrych relacji. Wygląda to tak, jakbym kluczył, manipulował, próbował coś ukryć, a może nawet oszukiwał. Teraz już się nie dziwię, że jestem źle odbierany. Zauważyłem, że w dogodnych, przyjaznych okolicznościach nie mam z tym problemu. Problem pojawia się, kiedy te okoliczności są mało przyjazne, np. konflikt interesów, odmienna interpretacja jakiegoś zdarzenia, niezgoda na coś, itp. Do niedawna było dla mnie niepojęte to, że pomimo moich „zdolności dyplomatycznych” i prób łagodzenia konfliktów uzyskiwałem efekt odwrotny do zamierzonego.

Dlaczego tak się zachowuję? – Obrachunek moralny w czwartym Kroku AA dość dobrze pokazał mi, jak rodziły się moje wady charakteru i co je spowodowało. Później, nie posiadając właściwych życiowych narzędzi, „boksowałem” się z ludźmi, z życiem i z samym sobą, przez co moje reakcje, działania i postawa stawały się coraz bardziej pokrętne, a ja coraz mocniej czułem osamotnienie i brak szczęśliwości.

Dziękuję Bogu, mojej Sile Wyższej, że zmusiła mnie do odczucia i uznania mojej bezsilności nie tylko wobec alkoholu, ale nade wszystko wobec samego siebie. Uznałem i ciągle na nowo uznaję, że jestem bezsilny, bezsilny, ale nie bezradny. Otrzymałem dar Wspólnoty, a ona daje mi narzędzia w postaci Programu Dwunastu Kroków i ludzi takich jak ja.

„W sercu mężczyzny walczą dwie siły: pierwsza to miłość, a druga nienawiść. Która wygrywa? – Ta, którą częściej karmisz.”

Po wielu trudnych przygodach znalazłem dla siebie miejsce i odkryłem je na nowo. Spotykam się z ludźmi, którzy mnie rozumieją i z którymi mogę przedyskutować ważne dla siebie sprawy. Oni znajdują dla mnie czas, są wobec mnie cierpliwi i wyrozumiali. Wspólnota nie kończy się na samym mitingu. Miting jest tylko początkiem, ważnym, ale jednym z wielu elementów, z jakich składa się to, co nazywamy Niesieniem Posłania AA. 

Napisałem o tym, co odkryłem, a teraz czas na to, co mogę z tym odkryciem zrobić. 

Dzisiaj mam wybór. Kiedyś go nie miałem, bo trudno jest wybrać coś, czego się nie widzi, o istnieniu czego się nie wie. Mogę męczyć się nadal i wchodzić ciągle w niemal identyczne sytuacje: 

– Mogę przebywać w gronie ludzi, z którymi się męczę, przy których nie czuję się swobodnie i tłumaczyć to sobie jakimś wyższym celem, jakąś koniecznością dziejów, w której przyszło mi uczestniczyć. Ciekawe, że często w takich chwilach myślałem, że beze mnie świat się zawali, sprawy pójdą w złym kierunku, a ja jestem tym jedynym, który musi temu zapobiec. Jak bardzo zaprzeczałem przez to swojej bezsilności i wątpiłem w możliwości Siły Wyższej?! Przypomina mi to moje stare czasy. Wtedy także obarczałem się odpowiedzialnością za wszystkich i za wszystko. Nie potrafiłem przyznać się przed innymi i nade wszystko przed sobą samym, że coś mnie przerasta, bo brak mi umiejętności, może wystarczającej siły przebicia, a często dla tego, że tak po ludzku nie do mnie należały sprawy świata. Robiłem sobie tym krzywdę. Traciłem pogodę ducha, „produkowałem” taśmowo wrogów, narażałem się na śmieszność i niezrozumienie. Traciłem z oczu sprawy dla mnie najważniejsze. Później i tak nikt tego nie docenił. 

– Mogę doprowadzić się do ostateczności i dla ratowania własnej równowagi psychicznej i emocjonalnej rzucić wszystko i uciec, odpuścić dla świętego spokoju, umyć ręce, spalić wszystkie mosty, nie odezwać się, nie zaprotestować, nie wyjawić swojej opinii, swoją rację zachować dla siebie, kokietować, tłumaczyć się, usilnie starać się przekonać, odwrócić się i wyjść bez słowa, ustąpić „dla czyjegoś dobra” własnym kosztem.
Tak właśnie wybierałem dotychczas. Jeszcze kilka lat temu nie wierzyłem, że powiem kiedyś i naprawdę będę tak czuł, że jestem człowiekiem szczęśliwym. To, co dotąd wydawało się niemożliwe, stało się faktem. Jak to dobrze, że Program AA działa, że Dwunasty Krok tego Programu obliguje mnie do ciągłej pracy nad sobą. Mogłem odkryć istotę moich błędów, których wcześniej nie widziałem. Mogłem poczuć gotowość do pozbycia się jeszcze tych wad, które ciągle blokowały mi drogę do pełnego życia.

Kiedy miałem sponsora we wspólnocie, powiernika duchowego, bardziej doświadczonego ode mnie alkoholika, którego mój podopieczny nazywa „dobrym duchem w AA”, 🙂 czułem, że praca na Programie Dwunastu Kroków jest przygodą, i to pasjonującą przygodą na całe życie.

Wiem, co mi dzisiaj przeszkadza żyć w pełni. Wiem też, w jaki sposób mogę to przezwyciężyć. Myślicie, że się nie boję, że czasami się nie waham i że przychodzi mi to bez trudu?  

Powyżej opisałem dwa fatalne w skutkach sposoby mojego reagowania na ludzi. To dwa rodzaje mechanizmów, których stosowanie opanowałem do perfekcji. Jak na zaklętej karuzeli ciągle wracałem w to samo miejsce mimo, że bardzo chciałem tego uniknąć. Znalazłem sposób, który z mozołem wypróbowuję i będę to robił tak długo, aż stanie się moim nowym nawykiem, tym razem zdrowszym. Na czym on polega? – Na zmianie mojego schematu myślenia i reagowania dokładnie przeciwnie do tego, co opisałem wcześniej. 

Najtrudniej, przynajmniej dla mnie, jest zmienić samego siebie. Życzcie mi powodzenia i trzymajcie za mnie kciuki. 

(W tekście wykorzystałem fragmenty dialogów z filmu „Tropiciel”.)
Poniższe rozważanie, które znalazłem w Internecie, dedykuję wszystkim tym, którzy podobnie jak ja wciąż borykają się z własnymi słabościami:
„Zawsze wybieraj działanie. Nigdy się nie wycofuj, nigdy nie uciekaj. Brak wiary w siebie jest chorobą. Jeśli stracisz panowanie nad tym, wątpliwości staną się twoją rzeczywistością. Przyszłość należy do tych, którzy wierzą w piękno swoich marzeń.”

Pozdrawiam, Grzegorz gr.AA „Pomocna Dłoń”

Jedna uwaga do wpisu “ZMIENIĆ SŁABOŚĆ W MOC

  1. Waldek

    Wielu aowców żyję w pozycji ofiary bo nie mają odwagi spotkać się z dzieciństwem. Problem z alkoholem był ucieczką od bólu emocjonalnego! Moim zdaniem warto może poczytać o syndromie DDA lub DDD i pójść na miting DDA…

    Polubienie

Możliwość komentowania jest wyłączona.