„Naprawiaj siebie, nie innych”.

Kiedy ktoś nas dotknie i czujemy się tym zranieni, to przecież także z nami coś nie jest w porządku.

„Dwanaście Kroków i Dwanaście Tradycji” str. 90

Wiele grup Anonimowych Alkoholików w  miesiącu październiku jako temat rozważań mitingowych przyjmuje treść Kroku Dziesiątego AA, który brzmi:  „Prowadziliśmy nadal osobistą inwenturę, z miejsca przyznając się do popełnianych błędów”.

Czy mam do czynienia z rygorem, czy z koniecznością?  Codziennie poddawać się tak szczegółowej samoanalizie, a czasem nawet samokrytyce, to rzecz wymagająca i trudna, ale tylko na początku. Kiedy nabieram wprawy, technicznie nie przysparza mi to już większych trudności, wiem jak mam się za to zabrać. Pozostaje tylko kwestia mojej decyzji, czy się tej konieczności poddam, czy widzę w niej szansę dla siebie na nowe, lepsze życie.

Zwykle bywa tak, że z łatwością znajduję winę, problem, błąd po stronie drugiego człowieka. Może i tak jest w istocie, ale to, że się nad tym tak bardzo zastanawiam, że mnie to tak dotyka, często do granic opanowania, jest jedynie wyrazem koncentracji na sobie samym.  W AA nazywamy to egocentryzmem. Dotarcie do tej prostej prawdy zajęło mi kilka lat. Zupełnie niepotrzebnie trwało to tak długo. Zamiast obnosić się pychą i zajmować innymi ludźmi mogłem zająć się sobą. I ludzie mieli by z tego korzyść i ja sam przede wszystkim. Przykładem, jak bardzo egocentryzm zatruwał mi życie niech będzie fakt moich zachowań ucieczkowych. Objawiały się one właściwie na każdym polu mojego życia: towarzyskiego, rodzinnego, społecznego, ale przede wszystkim zawodowego. W ciągu ostatnich niemal dziesięciu lat, trzeźwych lat, w żadnej firmie nie zagrzałem miejsca dłużej niż kilka miesięcy. Zwykle nie wytrzymywałem wewnętrznego ciśnienia, jakie tworzyły we mnie moje wady charakteru. Trafiłem w końcu na firmę, z którą bardzo chciałbym związać się na dłużej. Rola zawodowego włóczęgi zmęczyła mnie już bardzo. Ale powód moich niedomagań nie zniknął tak od razu. Zacząłem zauważać dwa główne przejawy mojego egocentryzmu: pierwszy to stawianie ludziom wymagań i oczekiwań według własnych wyobrażeń, a drugi to brak opanowania i cierpliwości. Wystarczyło że jakieś sprawy, jakieś decyzje moich przełożonych były niezgodne z tym, jak ja je widziałem, a przecież z reguły widziałem je „lepiej niż oni”, abym stracił pogodę ducha i pewność siebie. Zwrócili mi na to uwagę w sprytny sposób. Zawsze miałem dużo do powiedzenia i zanim mogli przedstawić mi w pełni swoją wizję jakiejś sprawy, ja zaczynałem mówić za nich, żeby pokazać, że przecież wiem, że się znam (chciałem im udowadniać swoją przydatność i kompetencje). Aż w końcu za każdym razem, kiedy otwierałem usta słyszałem: „nic nie mów, teraz słuchaj”. Chcąc nie chcąc musiałem milczeć. I słuchać. I wtedy zauważyłem, że ich rozwiązania są lepsze, niż moje. Brak opanowania i cierpliwości to wynik mojej koncentracji na sobie: chciałem mieć efekt swoich starań od razu, jakbym nie przywykł do systematycznej pracy nad czymś. Drobna (z perspektywy czasu) trudność powodowała we mnie zniechęcenie i wycofanie. Cała praca polega na tym, abym ćwiczył się w wytrwałości i przezwyciężaniu trudności jakie przede mną się pojawiają. Wreszcie zrozumiałem, że tylko przezwyciężając te trudności mogę osiągnąć różne cele i przemienić swoją niemoc w zwycięstwo nad sobą. Rozwiązaniem okazuje się pokora, stawiana za zadanie sobie, nie innym.

Dobrego weekendu i owocnego kolejnego tygodnia.

Pozdrawiam

Gregory