PATYKIEM PO WÓODZIE (NIEPOTRZEBNE SKREŚLIĆ)
JAK DZIAŁA JAMNICZEK – CZYLI INSTRUKCJA OBSŁUGI ANONIMOWEGO ALKOHOLIKA
Takie nastały czasy (zapewne) że kopiuj wklej emotionki i inne komputerowo-internetowe „ udogodnienia” coraz bardziej zawłaszczają naszym życiem ,a do tego jeszcze działają na dwie strony. Z jednej internet i komputer są jednymi z najszybszych i najbogatszych nośników informacji ( z tą szybkością to na stronkach AA gruba przesada haha..).
Z drugiej strony powodują totalne wyjałowienie – szczególnie w sferze uczuć, kontaktu oko w oko i innych jeszcze do niedawna ludzkich zachowań. Przestajemy mieć ochotę na coś co wymaga sporo pracy i poświęcenia naszego czasu którego mimo tylu udogodnień mamy coraz mniej (czyżby?). Portale społecznościowe zastępują spotkania w realu.
Coraz bardziej opanowuje świat tzw.rzeczywistość wirtualna.Nadchodzi czas kiedy do jednolitej w konsystencji papki będziemy dodawać różnej maści proszki czy też płyny które będą udawać rosół , lody truskawkowe czy też żywiecką podsuszaną.
Brrr… ciarki przechodzą. Automaty, roboty, piloty i coraz więcej instrukcji obsługi. A jak w tej nowej rzeczywistości odnajduje się Wspólnota AA? Moim zdaniem średnio.
Najważniejszym spotkaniem jest nadal mityng w realu-takie namacalne bycie z sobą, z rzeczywistością, z drugim alkoholikiem. Nadal najważniejszym językiem jest język serca (choć z coraz większym trudem) przebijający się poprzez gąszcz warsztatów, spotkań intergrup,regionów .Wychodzi na to że „polska wspólnota AA” chce być coraz bardziej” poinstruowana” (w polskim AA odbywa się ich niebywała ilość). Chyba najwięcej spośród wszystkich wspólnot na świecie. Nie bez przyczyny użyłem określenia polskie AA lecz uważam że działa i to nieźle także AA w Polsce.
Praca u podstaw, na programie, zachowanie tego w prostocie, sponsor, trzy legaty to jest to co w głównej mierze odróżnia od siebie te wspólnoty. Od razu widać po zachowaniu poszczególnych AA w jakich realiach żyją, na jakie mityngi chodzą. Oto jeden z przykładów. Ostatnio natknąłem się w internecie (nomen-omen) na stronach aa.org.pl (a jakże) na tekst nazwany konferencyjne ABC mandatariusza, w którym to abc mandatariusz traktowany jest jak totalny ignorant i „wpompowuje „ się w niego całą stertę informacji które z założenia (jako mandatariusz) już od dawna powinien mieć i w zasadzie ma. Zapewne chodzi tu szczególnie o mandatariuszy którzy na konferencji (bo o takie spotkanie tu chodzi) są pierwszy raz .W moim odczuciu prościej jest odmiennym kolorem zaznaczyć identyfikator „nowego” i to zadziała, nawet nieźle ( sam tego doświadczyłem zarówno jak nowicjusz jak i przyjaciel służący swoim doświadczeniem). Obszerniejsza była ta „instrukcja obsługi” od Karty Konferencji i Programu Konferencji razem wziętych. Prostotą programu rozwoju duchowego wspólnoty AA jest także to że mając sponsora i oraz w służbach mandatariusz jest wprowadzony przez ww. we wszystkie zasady i nie potrzebuje kolaboratu pt. instrukcja obsługi w czasie konferencji. Osoby odmiennego zdania zachęcam do:
- obejrzenia sławetnego już filmu animowanegoz 1971 roku.
Autorem tego dzieła pt.: ”Jak działa Jamniczek” jest Julian Antonisz (film mocno nagradzany)
Zawarte w treści filmu określenia skomplikowanych mechanizmów (A nie istniejących w rzeczywistości) np. Kapacytron Wiśniowy czy też Piłupdziwula Dyfuzyjna stały się przez lata kultowymi określeniami przerostu formy nad treścią.Bo przecież wszyscy wiedzą że jamniczek składa się z przodu środka i tyłu
- Podarcia lub wyłączenia tego tekstu. Wspólnota ponoć mówi nic nie musisz.
- Niezobowiązującego przyznania że tak też się dzieje,tak bywa.
- Opowiedzenia innym o tym przykładzie-co zrobić by to zmienić
A więc ? W trosce o przyszłość zachowajmy to w prostocie.
Z miłością ogromną do mojej Mateńki Wspólnoty Adzi AA
PS. Uczestnicząc w konferencji regionalnej zauważyłem że spora ilość tzw Mandatariuszy (trudno w ich przypadku mówić o służbie), była obecna na dwóch spotkaniach w jej trakcie – rozpoczęciu i zakończeniu, resztę czasu poświęcając na zwiedzanie atrakcyjnej skądinąd miejscowości turystycznej .
Problem w tym że pobyt i przejazd opłaciła im grupa którą „reprezentowali”.
Tym większy szacun dla tych którzy ”tysiące godzin i tysiące kilometrów” by oddać choć część tego co tak szczodrze od wspólnoty dostali.
Więc” Polskie AA” czy AA w Polsce?
Jak czytam takie wpisy to – jako taki zupełnie szary, niewyróżniający się alkoholik, żywcem wyjęty z jakiegoś spotkania AA w jednym z polskich miast – myślę sobie, ze chyba wcale nie pojmuję zasad na jakich działa ta wspólnota (organizacja?). Dziesiątki pojęć w tym wpisie, których nie rozumiem, trochę zniechęcają mnie do zapoznania się ze szczegółami, o których pisze autor. Konferencje… mandatariusze… regiony… legaty… Czuję, że albo ze mną coś jest nie tak, albo to zbyt narzucające się oddziaływanie zewnętrznych spraw, które nie wiem czy są mi potrzebne do trzeźwości. Dotychczas myślałem, że to jakby nie patrzeć „cudowne” oddziaływanie AA polega na uczestnictwie w spotkaniach z innymi alkoholikami oraz dobrowolnej realizacji programu 12 kroków, który jest niesamowitym sposobem na rozwój osobowy. Więc o co chodzi z tym „polskim AA” i „AA w Polsce”? Może to z tymi „mandatariuszami” (którzy do końca nie wiem do czego służą) coś jest nie tak? Bo ja jako uczestnik spotkań nie zauważyłem niczego niewłaściwego w ludziach, których tam na co dzień spotykam.
Aaa i jeszcze coś ważnego. Proszę nie odbierać moich słów jako krytyki. To po prostu zestaw myśli i odczuć kogoś, kto chciałby nadal być trzeźwy, a nie za bardzo rozumie co jest nie tak z AA.
PolubieniePolubienie
Bylem na konferencji regionalnej i podpisuje się pod tym tekstem że bardziej wyglądało to na ” relaks” weekendowy mandatariuszy i wielu zluzebnych z regionu oplacony przez grupy niż na coś co miałoby przynieść pożytek temu, który wciąż jeszcze cierpi. A może tak grupy zastanowilyby się na jaki rodzaj niesienia poslania można by przeznaczyc pieniądze z weekendowego spendu w Bardzie Śląskim zamiast opłacać pobyt mandatariuszowi, który często sam nie wie po co to jest i czemu to tak naprawdę ma służyć. Bo z niesieniem posłania niewiele ma wspólnego.
A może tak we własnym sumieniu każdy Mandatariusz zada sobie pytanie – Co ja mogę zrobić dla człowieka, który wciąż jeszcze cierpi?
PolubieniePolubienie